Świątynia okazała się jednocześnie zejściem do podziemi. Dziewczyny uderzyły o ścianę budynku a psy wchodziły powoli przez bramę. Willow wstała i ociekając krwią pobiegła im na spotkanie. Wendy rozejrzała się po świątynce w poszukiwaniu broni. W ścianach były umocowane pochodnie palące się zapewne wieczym światłem. Po środku pomieszczenia stał kamienny ołtarz, za którym znajdowały się schody do podziemi. Były na nim świecznik, kielich, czaszka, księga... i sztylet. Wendy chwyciłago i obróciła się w stronę potworów. Obydwa napierały na Willow całą siłą. Blondynka bojąc się, że nie zdąży dobiec na drugi koniec pomieszczenia rzuciła sztyletem. Trafiła jednego z psów w bok. Zaskamlał i wybuchł, jednak zamiast wnętrznośći wyleciały z niego na wszystkie strony sople lodu. Drugi potwór padł od ciosu zadanego przez Willow. Obydwie dziewczyny zostałyby przedziurawione przez sople, gdyby nie nagły wybuch gorąca w pomieszczeniu. Języki ognia roztopiły lód zanim trafiły w cokolwiek. Wendy skuliła się w końcie i czekała aż ognista burza ustanie. Gdy to nastąpiło zobaczyła, że Willow nic nie jest chociaż była w samym środku wybuchu ognia. Obydwie patrzyły na siebie niepewnym wzrokiem. W końcu ciemnowłosa podeszła do Wendy i powiedziała:
- Przepraszam jeśli cię przestraszyłam, ale nie miałam innego wyjścia.
Wendy nie wiedziała co ma powiedzieć, więc milczała. Ujęła tylko dłoń przyjaciółki i pozwoliła pomóc sobie wstać. Na dworze dalej padał ulewny deszcz.
- W taką pogodę chyba nigdzie nie pójdziemy, a ty jesteś ranna. - stwierdziła w końcu. Nie ważne co się przed chwilą stało. Willow dalej była jej przyjaciółką i nie mogła pozwolić żeby wykrwawiła się na śmierć.
- Nic mi nie jest.
- Nie, wcale. Daj sobie pomóc.
- No dobra. Niech ci będzie.
Wendy opatrzyła rany Willow a potem ze względu na ulewę zeszły po schodach do podziemi. Willow nie chcąc bawić się swoimi mocami wyjęła zapalniczkę i oświetliła ściany tunelu, w którym się znalazły. Było tam sporo niezrozumiałych znaków. Zaczęły się im przyglądać i wtedy usłyszały kroki. Ktoś schodził po schodach. Obróciły się w tamtą stronę a Willow wyciągnęła maczetę. Nikogo tam nie zobaczyły, ale rozległ się głos.
- Dlaczego celujesz we mnie tym ostrzem?
Willow opuściła broń i zamachnęła się otwartą dłonią w miejsce skąd dobiegał głos. Napotkała jakąś niewidzialną przeszkodę i pojawił się Wilson.
- Dlaczego to zrobiłaś?!
- Bo byłeś niewidzialny.
- Jak to? Co ci znowu odbiło?!
- Nic mi nie odbiło. Zresztą Wendy potwierdzi, że byłeś niewidzialny.
- Byłeś. - potwiertdziła blondwłosa - A tak poza tym, dałbyś radę odczytać te symbole? - zapytała wskazując ruchem głowy znaki na ścianie.
- Może. Pójdź do obozu i powiedz reszcie, że ja i Willow wrócimy później. Tylko uważaj na siebie. - powiedział pochylając się nad ścianą.
Wendy posłuchała i wróciła do obozu. Przez nasstępne pół godziny (albo trochę dłużej) Willow przesuwała się z Wilsonem wzdłuż ściany, oświetlając zapalniczką tajemnicze symbole. W końcu doszli tunelem (biegnącym cały czas lekko w dół) do ruin jakiejś osady. Gdy tylko weszli na marmurową posadzkę zapaliły się latranie. Weszli do najmniej zruinowanego budynku i znaleźli tam całe stosy książek.
- Musimy je z tąd zabrać. Może dowiemy się z nich czegoś przydatnego. - stwierdził Wilson
- Jak zamierzasz to wszystko wynieść? Poza tym to tylko jakieś stare książki.
- To nie tylko stare książki. To aż stare książki zalezione w podziemnych ruinach, prawdopodobnie napisane przez jakąś starożytną rasę i to w naszym jężyku. - powiedział naukowiec pokazując siostrze otwartą książkę.
- Nie rozumiem twojego sposobu postrzegania świata, ale niech ci będzie.
Gdy zapakowali wszystkie książki na prowizoryczne nosze (tak było najłatwiej) wynieśli je z ruin. Gdy wychodzili światła zaczynały robić się czerwone a u drzwi świątyni usłyszeli dosyć przerażające odgłosy z podziemi, żeby cieszyć się, że już z tamtąd wyszli.