Don't Starve Wiki
Advertisement

Wiktor otrząsnął się po upadku na ziemię z brudu i szlamu pokrywającego mackę. Dostrzegł drużynę kilka metrów dalej, która coś do niego krzyczała. Nie potrafił rozróżnić słów. Nagle poczuł, że coś go chwyta za obie nogi. Dwie kolejne macki szarpnęły Wiktorem ze straszliwą siłą, wytrącając mu nożyk z ręki. Poczuł się jak zbyt naciągnięta gumka, która zaraz pęknie. Nie miał już siły do walki. 

Przyjaciele widząc Wiktora zdanego na łaskę kolejnych potworów spojrzeli po sobie, po czym rzucili się do walki, choć mieli tylko kilka ociosanych przez Loraxa siekierek. Jednak coś ich uprzedziło.

Z kępy kolczastych krzewów po prawej wyskoczyła postać w płaszczu. Rzuciła się na macki i po prostu rozdarła je gołymi dłońmi. Wiktor upadł na ziemię, lekko zamroczony i odurzony smrodem potworów. Spojrzał na swojego wybawcę i zamarł. Schylał się nad nim Ronix, czy raczej to coś, co spowodowało w Roniksie szaleństwo. Wyglądał normalnie, poza kolorem oczu - całe były czarne i buchała z nich para jak z nozdrzy smoka. Przemek zaśmiał się szyderczo i wyrzekł upiornym głosem:

- Jak zapewne się domyśliłeś, nie jestem Roniksem. Korzystam tylko z jego torturowanego ciała. A ty - tu syknął - będziesz mi potrzebny.

Chwycił omdlewającego Panzera za poły płaszcza i umknął z nim w niewyobrażalnym tempie w ciemną gęstwinę bagiennej flory.

_ _ _

Konrados i Yiosy pojawili się przed jakąś chatką. Wyglądała dziwnie. Była podparta na krzywych filarach, wykonanych najprawdopodobniej z marmuru. Między nieregularnymi kolumnami wetknięte było błoto, co dawało bardzo dziwny efekt. Dach był kryty strzechą, z której zwisały się dziwne przedmioty.

Yiosy krzyknął:

- To głowy!

Konrados, równie zdumiony, też to zauważył. Dziwnymi przedmiotami były głowy - świń, królików, nawet bawołów. Nie było jednak żadnej ludzkiej.

Nagle marmurowe drzwiczki z hukiem się otwarły. Dwójka przyjaciół mimowolnie się odsunęła. Z chatki wyskoczyła dziwna postać. Miała postrzępione, szare włosy, orli nos i małe oczka. Zakrywała się obszernym płaszczem z wełny, z którego wystawały piórka jakichś ptaków. Nieznajomy uniósł w powitaniu dłoń bogatą w odciski. Rzekł głębokim głosem:

- Witajcie, podróżnicy! Właśnie widziałem, jak zjawialiście się przed mojom chatom. Niecodzienny sposób podróży, niecodzienny... ale mniejsza. Jestem Hast, były łowca głów.

Konrados postarał się zachować kamienną twarz, kiedy odpowiadał:

- Były?

- Tak, tak - machnął ręką Hast - A nawet jeśli nie, to nigdy nie polowałem na ludzi. Chyba. Ale nie martwcie się. Zapraszam was do mojego domu, może pomogę wam tu przetrwać. Żyję tu już ze dwadzieścia lat... Chodźcie, chodźcie!

Advertisement