Wiktor obudził się, jednakże nie z powodu śpiewu ptaków, tylko przemożnego chrapania Jashiela. Pacnął winowajcę zachowaną w kieszeni pokrywką od słoika z majonezem w twarz. Jashiel zbudził się, conajmiej zły:
- Czego? Nie można już spokojnie pospać w tym chorym świecie?
- Chrapiesz. - odezwał się Wiktor cierpiętniczym tonem.
- Wcale że nie!
- Czyżby, Jasiełu? W takim razie natychmiast przepędź tę kolonię warchlaków obozujących na twym legowisku. Chrapiesz.
Jashiel wstał i przybrał urażoną minkę.
- Wypraszam sobie! Kiedyś specjalnie się obudziłem, aby sprawdzić! I nie chrapałem.
Wiktor wyjął notatnik z drugiej kieszeni i coś naskrobał połamanym odłamkiem czegoś, co było dawniej ołówkiem.
- Co ty piszesz? - spytał podejrzliwie Jashiel.
- Ach, nic. Zapisałem sobie, aby w przyszłości wynaleźć tu dyktafon. Posłuży do udokumentowania twojego pochrapywania.
Jashiel westchnął. Po chwili zmarszczył brwi.
- Jest późno. Chyba północ. Coś chciałeś?
- No, wyłączyć tryb chrapania. A poza tym... - nachylił się - pomyślałem nad nocną wyprawą. Może odkryjemy coś, czego nie da sie znaleźć w dzień.
Jashiel podrapał się po rozczochranych włosach:
- Ale nie mamy pochodni.
- A co, boisz się ciemności? Mogę iść sam.
- Dobra, dobra, idę.
Wiktor dołożył dwie kłody do ogniska i ruszył w stronę granicy światła. Jashiel niepewnie i ostrożnie ruszył za nim. Panzer zniknął w cieniu, ale Snurtle jeszcze sie wahał. Nagle usłyszał dziwny, narastający, potężny "spiżowy" dźwięk, a potem okrzyk bólu. Wiktor przerażony wyleciał z powrotem. Był cały w krwi, a na plecach miał podłużne ślady, z których dymiła ciemna para. Jashiel, przelękniony, pozwolił sobie na nerwowy komentarz:
- Może babcia miała rację, żeby nie zostawać nocą poza domem...
CDN.